niedziela, 29 grudnia 2019

Kwaśny mus z mrożonych owoców

Mus z mrożonych owoców jet łatwy do przygotowania. Jest jednak niezbędnym dodatkiem do niektórych potraw. Można go podawać do deserów, sera, mięs, mdłej wątróbki. 

Fot. pixel1 z Pixabay

Składniki musu z mrożonych owoców:


  • mrożone maliny
  • mrożone wiśnie
  • cukier

W tym przepisie nie podajemy stałych wartości poszczególnych składników, bo nie ma takiej potrzeby. Ważne, by brać taką samą ilość malin jak i wiśni. A do smaku, w zależności od gustu, dodajemy mniej lub więcej cukru. To cała tajemnica.

Zobacz też: Nalewka z malin na rumie

Za pierwszym razem, gdy nie wiemy jeszcze jak szybko mus owocowy może znikać z talerza, możemy przygotować garść wiśni i garść czereśni. Wrzucamy je na mała patelnię i gotujemy. Nie potrzeba dodawać wody, bo ona sama się znajdzie wyciekając z rozmrażanych owoców.

Gotowe trzeba przez chwilkę gotować by zmiękły. Szczególnie dotyczy to wiśni. Warto też odczekać, by odparowała woda, gdyż w przeciwnym przypadku mus nie będzie miał konsystencji papki, ale napoju.

Gdy uznamy, że owoce są dostatecznie miękki, wtedy musimy je przetrzeć przez sito. To najbardziej kłopotliwa część pracy. Jednak produktów nie ma dużo, więc czynność  na pójdzie szybko. Jeśli okaże się, że przetarte owoce są jeszcze zbyt rzadki, to trzeba je wrzucić ponownie na patelnię i zredukować.

Czytaj też: Pięciodniowa nalewka z wiśni

Wtedy też będzie idealna okazja, by mus dosłodzić. Z cukrem nie ma co przesadzać, bo mus musi być kwaśny. Najlepiej dodawać cukru w niewielkich ilościach, mieszać i próbować. Aż uzyskamy pożądany smak. 

Taki mus znacznie poprawia walory wielu dań. Można nim smarować kanapkę z serem lub wędliną. Idealny do deserów i ciast jak na przykład do sernika. Dodany do wątróbki spowoduje, że nawet jej wrogowie będą mlaskać z zachwytu. 



piątek, 20 grudnia 2019

Karkówka z suszonymi owocami

Karkówka to tłusty kawałek mięsa. A tłuszcz, jak wiadomo, jest nośnikiem smaku. Trudno więc o lepszy okres na zrobienie rewelacyjnej karkówki jak święta Bożego Narodzenia, Wielkanoc, imieniny, urodziny, lub na niedzielę ewentualnie z okazji braku okazji.

na czarnym tle bialy talerz z karkowka i frytkami
Fot. marker_photography z Pixabay 

Do przygotowania karkówki potrzebujemy: 


  • 1 kg karkówki 
  • 100 g suszonych śliwek
  • 100 g suszonych moreli
  • 100 g suszonych jabłek
  • 150 ml białego wina
  • olej
  • czosnek
  • cukier
  • sól 
  • pieprz

Jeśli ktoś może mieć wyrzuty sumienia, że zjada tłuste mięso to my proponujemy rozgrzeszenie. Otóż suche owoce są wręcz niezbędne w zdrowej diecie. 

Na przykład suszone morele. Mają dużo błonnika, żelaza, potasu, są bogate w witaminy A i C. Powinny być obowiązkowym składnikiem menu dla osób z nadciśnieniem lub kamienicą nerkową. W dużym stopniu odpowiadają za kondycję skóry (bo są bogatym źródłem beta-karogenu).

Czytaj też: Jak zrobić nalewkę z suszonych owoców

Albo suszone śliwki. Wspaniale regulują procesy trawienne. Przyspieszają spalanie tłuszczu. Zawierają żelazo, witaminy (w tym witaminę E). Śliwki zapobiegają osteoperozie.

Suszone jabłka, jak wykazują najnowsze badania, za sprawą wolnych rodników spowalniają chorobę Alzheimera. Dobrze wpływają na kondycje włosów, paznokci, skóry. Suszone ze skórą są źródłem witaminy C. Są szczególnie polecane osobom starszym i kobietom w okresie klimakterium. 

Mając na talerzu tak wspaniałe składniki karkówką można się więc tylko cieszyć. 

Wykonanie

Najpierw przygotowujemy mięso. W tym celu musimy obrać kilka ząbków czosnku, zetrzeć go na tarce, zmieszać z solą i pieprzem i natrzeć tym karkówkę. Czynność najłatwiej wykonać w lateksowych rękawiczkach. Ręce nie nabędą aromatu czosnku i w czasie nacierania nie będzie tak przylegał do skóry. 

Po kilku (najczęściej dwóch) godzinach mięso przechodzi aromatem czosnku i można je poddawać dalszej obróbce. Musimy je zamknąć. Dlatego na rozgrzanym oleju na patelni mięso smażymy po 2-3 minuty z każdej ze stron. Musi się zarumienić. 

Zobacz też: Schab z karkówką w suszonym sosie

Obsmażoną karkówkę wkładamy do naczynia żaroodpornego. Wtedy dodajemy do niej owoce suszone i zalewamy białym, koniecznie wytrawnym, winem, które możemy dosłodzić łyżeczką cukru. 

Tak przyprawione mięso wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 150 stop. C. Pieczemy mniej więcej półtorej godziny, co jakiś czas podlewając sosem, który się zbiera na dnie naczynia. 

Po wyjęciu z pieca karkówki nie ruszamy. Pozwalamy pieczeni nieco odpocząć. Po kwadransie możemy ją kroić w plastry i podawać według uznania. 



Jak zrobić kompot z suszonych owoców

Kompot z suszonych owoców to w wielu domach nieodzowny napój wigilijny. Ma swój wyjątkowy smak i aromat. Niewiele jednak osób wie, że kilkoma dodatkami można ten kompot zrobić wybitnym.

Fot. Holger Detje


Do przygotowania kompotu z suszonych owoców potrzeba:


  • 250 g suszonych śliwek
  • 250 g suszonych jabłek
  • 250 g suszonych gruszek
  • 30-40 g cukru
  • woda

Podane składniki to zestaw obowiązkowy i minimalny. Jeśli chcemy zrobić arcydzieło kompotowe to możemy dodać do jeszcze: 

  • 2-3 figi suszone
  • kilka daktyli
  • trochę moreli suszonych
  • 5 ziaren ziela angielskiego
  • sok z cytryny

Na początku zaznaczę, że z kompotem z suszonych owoców jest jak z bigosem. Nie musimy przestrzegać ściśle receptury, a i tak tak wyjdzie dobre. Generalna zasada obowiązuje jednak taka, że ze słabych produktów nie otrzymamy dobrego kompotu.


Śliwki

Suszone śliwki występują w handlu w wielu wariantach. Mogą być suszone z pestką, bez pestki, wędzone naturalnie, wędzone, podwędzane. Właściwie wszystko jedno, które wybierzemy. Ważne by były to nasze ulubione i najlepiej z wiadomych źródeł.


Jabłka i gruszki

Fot. congerdesign
To również jedne z ważniejszych składników kompotu. Najlepiej wysuszyć te owoce samemu. Nie ma z tym wielkiego zachodu, bo umycie i obranie zajmuje kilka minut. Suszyć można w piekarniku lub w suszarce popularnie używanej do grzybów. 

Do suszenia idealne są jabłka champions. W czasie tego procesu nie ciemnieją i zachowują przyjemny słodki smak.

Gruszki najlepiej suszyć twarde, nie do końca dojrzałe. Bardzo dobra jest odmiana konferencja

Wykonanie

Śliwki warto zalać gorącą wodą i zostawić tak zalane na noc. Następnego dnia do śliwek i wody, w której się moczyły, dodajemy jabłka i gruszki. Jeśli chcemy możemy dodać coś (lub wszystko) z zestawu nieobowiązkowego. Pamiętajmy tylko, by nie przesadzić, bo dodatkowe owoce mają jedynie podkreślić smak kompotu, a nie zdominować go. 

Z zestawu opcjonalnego warto pamiętać o zielu angielskim. Prawie zawsze mamy je w domu, a tych kilka ziaren potrafi bardzo zmienić smak. 

W przepisie nie podałem ilości wody. Wlewamy jej tyle ile uznamy, pamiętając o tym, by kompot nie był zbyt wodnisty, ale i nie był bardzo intensywny. Warto zacząć od mniejszej ilości wody, tak by przykryła w garnku owoce. Potem zawsze można jej dodać. Jeśli uznamy, że potrzeba możemy kompot posłodzić i dodać kilka kropel cytryny.

Kompot z suszonych owoców będzie znacznie lepszy dnia następnego. Warto więc przygotować go nieco wcześniej. 

Jeśli nie zjadamy owoców, to można je zalewać, nieco mniejsza ilością wody, jeszcze dwa razy. Wtedy trzeba garnek podgrzewać na bardzo małym gazie i pozwolić odpocząć co najmniej przez dwanaście godzin. 





czwartek, 19 grudnia 2019

Sos paprykowy

Sos paprykowy warto trzymać w swojej spiżarce. To wspaniały dodatek do mięs i wędlin. Z powodzeniem może zastąpić keczup. No i jest łatwy w przygotowaniu.

na polmisku sotja cztery czarki z sosami w tym jest sos paprykowy
Fot. Hans Braxmeier 

Do przygotowania sosu paprykowego koniecznie trzeba mieć:


  • 3 kg papryki
  • 0,5 kg cebuli
  • 2 główki czosnku
  • oliwę
  • sól
  • pieprz
  • ocet jabłkowy

Paprykę trzeba przekroić na pół i wyjąć gniazda nasienne. Następnie trzeba ją pokroić w mniejsze, ale nieregularne kawałki. Obieramy czosnek. Kroimy też cebulę. Teraz paprykę, cebulę oraz czosnek miażdżymy blenderem. Jeśli go nie mamy pod ręką - wykorzystujemy maszynkę do mięsa.

Zobacz też: Przepis na ocet jabłkowy

Na koniec dodajemy ze dwie łyżki oliwy (może być też olej na przykład rzepakowy) i wrzucamy do garnka. przyprawiamy dodając sól, świeżo mielony pieprz i trochę octu jabłkowego.

Wszystko to na małym ogniu gotujemy przez około 20 min. Gdy masa będzie zbyt gęsta możemy ją nieco rozcieńczyć wodą.

Gorący sos umieszczamy w słoiczkach. Starannie je zakręcamy i do wystygnięcia zostawiamy na nakrętkach. Sosu paprykowego, przygotowanego w ten sposób, nie musimy pasteryzować.

Czytaj też: Jak samemu zrobić niesamowity keczup

Ten przepis na sos paprykowy można nieco zmodyfikować dodając kilka - 3-4 - małych papryczek chili. Otrzymamy wtedy pikantny sos paprykowy.

Sos paprykowy nadaje się do pizzy, mięs, wędlin, frytek, a wraz z innymi sosami może służyć jako fantastyczny dodatek do uczty warzywnej. 


wtorek, 17 grudnia 2019

2 sposoby na to jak zrobić żubrówkę

Zrobienie samodzielnie żubrówki jest bardzo łatwe. Ponadto taka wódka smakuje znacznie bardziej niż ta ze sklepu. Problemem może być tylko zdobycie odpowiedniej trawy, ale i na to są sposoby. 

na pniu stoja trzy karafki z nalewkami, w tym zubrowka
Fot. AdobeStock.com

Żubrówka, choć się kojarzy, nie ma wiele wspólnego z żubrem. Nazwa trunku pochodzi od nazwy trawy turówki wonnej, której potoczną nazwą jest właśnie żubrówka. Trawa ta wyróżnia się lekkim aromatem anyżu. 

Zobacz też: Nalewka borówkowa z winem

Niestety trawa ta w Polsce jest po ochroną częściową. Przyczyniło się do tego kilka czynników - między innymi to, że osusza się łąki i zbiera się trawę dla jej właściwości leczniczych. W medycynie ludowej stosowana jest między innymi dla dolegliwości układu pokarmowego.

Wynika z tego, że warto, choćby na wszelki wypadek, mieć w barku buteleczkę tego trunku. Że o popularności spożywania żubrówki z dokiem jabłkowym nie wspomnę. 


Sposób pierwszy

Na przygotowanie "zwykłej" wódki żubrówki potrzeba kilka źdźbeł trawy zwanej turówką. Wkładamy je do butelki, dodajemy szczyptę cukru, zalewamy dobrą wódką i odstawiamy. Specyficzny smak będziemy czuli już po dobie, ale najlepiej poczekać tydzień lub dwa.

Żubrówkę można  robić z trawy świeżej lub suszonej. Tradycyjnie na butelkę używamy od jednej do trzech łodyg w zależności od gustu. Trawę można kupić na serwisach aukcyjnych.


Drugi sposób 

Jest bardziej wyrafinowany i wymaga większej ilości trawy. Otóż do słoja wkładamy dwie, trzy garście turówki wonnej, czyli żubrówki, i zalewamy spirytusem po zakrętkę. Potrzeba więc na to około litra spirytusu. Po kilku dniach otrzymujemy intensywnie pachnący płyn w kolorze zielonym (jeśli trawa była świeża) lub lekko brązowy (gdy żubrówka była suszona).

Czytaj też: Nalewka na rozmarynie z cytrusami 

Ostatecznie spirytus odlewamy po miesiącu, a trawę można zalać białym wytrawnym winem. Wino nabierze oryginalnego smaku. A żubrówkowy spirytus, jak esencję, można dodawać do drinków.


Na przykład spożyć według takiego przepisu:


  • 1 część żubrówki
  • 2 części soku jabłkowego
  • 1 plasterek cytryny
  • 4 paski cienko krojonego świeżego ogórka
  • 2 kostki lodu

Uwaga! Spożycie tego napoju w większej ilości skutkuje zatruciem!



poniedziałek, 16 grudnia 2019

Zupa rybna z karpia

Przedświąteczny sezon na karpia niemal zmusił mnie do ugotowania zupy rybnej z karpia. Czasu było mało, więc poszedłem po najmniejszej linii oporu. W sposób, jaki podejrzałem u rybaków w czasie wyprawy na łowienie dorszy.

na talerzu zupa rybna z kawalkiem ryby
Fot. Ирина Александрова 

W garze wylądował:


  • seler
  • pietruszka
  • por
  • marchewka
  • duże kawałki ryby
  • przyprawy

Rybacy na kutrze mieli tylko jeden rodzaj ryby. Tak więc stwierdziłem, że jeśli będę swoją zupę rybną przygotowywać tylko z karpia, to nic zaszkodzi. Ponieważ rybacy nie mieli czasu na zbyt wykwintne kucharzenie i gości musieli nakarmić w czasie, jaki mija w czasie powrotu z łowiska do portu, więc wszystkie potrzebne składniki od razu wrzucili do kotła. Z łowiska wracaliśmy trochę dłużej niż dwie godziny.

Zobacz też: Aromatyczna tołpyga w ziołach 

Na szczęście wody nie brali z Bałtyku, ale mieli lądową, zdatną do picia.

Do zimnej wody wrzuca się warzywa i kawałki ryby. Ja miałem trzy głowy karpia i trzy ogony. Rybie łby warto pozbyć oczu, ponieważ to one szybko się psują, więc i ugotowana zupa szybko zepsuć się może.

Czytaj też: Ryba smażona marynowana w occie

Wzorem z kutra do wody wrzuciłem też dwa kawałki ryby. Pod koniec gotowania, czyli po około 40 minutach, w osobnym garnku, ugotowałem ziemniaki i pokrojone w kostkę wrzuciłem do garnka z zupą rybną, którą wcześniej przelałem przez sitko. Została tylko marchewka, jadalne kawałki ryby i ziemniaki.

Na talerzu, oprócz zupy rybnej, obowiązkowo musi pojawić się kawałek ryby. Wszystko posypane zieloną pietruszka smakuje, jak na morskiej fali.

Błyskawiczna nalewka cytrynowa

To jest najprostszy przepis na nalewkę cytrynową. I przy okazji najszybszy, bo cytrynową można już degustować w dzień po jej przyrządzeniu. Więc choćby dlatego warto taką nalewkę od czasu do czasu nastawić.

na plazy, na drewnianym stole, stoja dwie szklanki z nalewka cytrynowa i cytrynka
Fot. nextvoyage 

Do przygotowania nalewki cytrynowej potrzebne będzie:


  • 6 cytryn
  • 1 l wódki
  • 0,4 kg cukru

Cytryny są bardzo często wykorzystywanym owocem w przygotowywaniu nalewek. Czasem kilka kropel dodanych do butelki potrafi z dobrego trunku uczynić wybitny. Takie eksperymenty można robić prawie z każdą nalewką, ale na pewno warto użyć soku cytrynowego przy produkcji nalewki z jarzębiny

Cytryny musimy dokładnie umyć i otrzeć je ze skórki. Najlepiej zrobić to specjalnym narzędziem doskonale znanym barmanom. Lub zetrzeć skórkę na tarce, ale na tyle ostrożnie, by nie ścierać również białego albedo.

Zobacz też: Francuska nalewka cytrynowa

Następnie startą skórkę musimy utrzeć, najlepiej w emaliowanym garnku, razem z cukrem. Masę zalewamy wódką i lekko podgrzewamy, tak by roztopił się cukier. Mikstury nie warto mocno podgrzewać, bo najszybciej parują procenty. Aby cukier się sprawnie rozpuścił wystarczy temperatura 30-35 stop. C.

Czytaj też: Nalewka limonkowo-cytrynowa

Przykryty garnek trzeba teraz odstawić na kilka godzin aby składniki się przegryzły, a cytryna oddała swój aromat. Potem wystarczy już nalewkę dokładnie przefiltrować i płyn wlać do butelek.

Zakorkowane szczelnie butelki odstawiamy w ciemnym miejscu. Nalewka z cytryny do picia nadaje się już następnego dnia.


Śledzie w śmietanie

Pamiętacie przygody Gala Asterixa i jest spotkanie z Wikingami? Ci ostatni wszystko jedli w śmietanie. A największym frykasem była... śmietana w śmietanie. A my zrobimy dziś śledzie w śmietanie!

Fot. Reinhard Thrainer 

Zanim jednak dojdziemy do mistrzowskiego przygotowywania ulubionej potrawy Wikingów proponuję małą wprawkę. I proste przygotowanie śledzia w śmietanie.

W tym celu potrzebujemy:


  • pół kilograma matiasów
  • jabłko
  • ogórek kiszony
  • cebulę
  • śmietanę
  • mleko
  • pieprz

Ciekawe jest to, jaką rolę odegrały śledzie w historii. Holendrzy na przykład wymyślili przepyszne, delikatne w smaku matiasy. W Polsce często tak błędnie nazywamy filety śledziowe, a ten wątek bardziej rozwinięty jest w poście o tym, jak można zrobić śledzie w zalewie olejowo-octowej.

Nieco inny wkład w rozwój historii kuchni mają Szwedzi (gdy im zabrakło śmietany). Otóż w Szwecji ulubionym daniem śledziowym jest bałtycki śledź kiszony, czyli surströmming. O ile jednak matiasami zachwyca się cały świat o tyle surströmming jadany jest tylko w tym jednym kraju na świecie. 

Legendy mówią o tym, że jak się otwiera puszkę z kiszonymi śledziami to trzeba uprzedzić sąsiadów, bo w przeciwnym wypadku są w stanie wezwać pogotowie gazowe... Podobno smród jest tak wielki, że tylko potomkowie Wikingów są go w stanie znieść.

Zobacz też: Śledź korzenny w oleju

Jeden i drugi wynalazek łączą co najmniej dwa fakty. Jeden to jest taki, że oba przepisy powstały przez przypadek wieku temu. Matiasy z lenistwa, surströmming z nieuczciwości. Ponoć szwedzcy rybacy sprzedali fińskim wieśniakom nadpsute śledzie. A te im tak zasmakowały, że poprosili o więcej.

Druga zbieżność to czas łowienia ryb. Holendrzy na morzu Północnym, Szwedzi na Bałtyku odławiają śledzie, które podadzą dalszej obróbce, przed tarłem. Czyli wiosną - w kwietniu i maju. 

Na szczęście przepisów na śledzie jest bardzo dużo i nie musimy się trudzić ich kiszeniem. Warto więc zająć się zrobieniem ich w śmietanie.

Wykonanie

Matiasy, czyli w naszym przypadku płaty śledziowe, w zależności od tego jak smakują po kupieniu, moczymy dłużej lub krócej w mleku. Do mleka dodajemy liść laurowy, kilka goździków i ziaren ziela angielskiego. Moczenie w mleku, co najmniej przez dwie godziny (najlepiej zostawić na noc), zapewnia im łagodniejszy, aksamitny smak. Oczywiście trzeba to robić z wyczuciem, by nie przesadzić i nie pozbawić śledzia jego naturalnego aromatu.

Zobacz też: Więcej przepisów na śledzie

Gdy śledzie się moczą na średniej tarce trzemy jabłko, ogórek kiszony (gdy mniejsze to dwa lub trzy), cebulę drobno kroimy. Mieszamy, dodajemy ok 0,3 l śmietany. Do smaku solimy.

Śledzie po wyjęciu z mleka kroimy w drobne kawałki. Kładziemy na talerz i pokrywamy delikatną kołderką śmietanową.

Wikingowie mlaskaliby z zachwytu. Popijając zimną wódeczką.


Ćwikła z buraków pieczonych po staropolsku na 4 sposoby

Ćwikła jest najlepszym przykładem na to, że jedną potrawę można przygotować na kilka lub nawet kilkanaście sposobów. I zawsze będzie smakować. Poniżej przedstawię wariacje według przepisu Mikołaja Reja, który mawiał, że Polacy nie gęsi i swoją ćwikłę mają.

dwie miseczki startych burakow cwiklowych
Fot. congerdesign 

Klasyczny staropolski przepis każe przygotować ją z pieczonych buraków. A składniki potrzebne są następujące:


  • 1 kg buraków
  • 1 łyżka kminku
  • 70 g świeżo utartego chrzanu
  • 100 ml octu winnego

Buraki pieczemy - pamiętajmy, że po upieczeniu i obraniu zostanie nam mniej więcej połowa czyli 0,5 kg. Pieczenie buraków to nie jest banalna sprawa, ale o tym jak to zrobić najlepiej przeczytasz w tym wpisie o pieczonych burakach.  

Tak na marginesie, to buraki warto od czasu do czasu upiec. W tym celu można wykorzystać nagrzany piekarnik, gdy używamy go do przygotowania mięsa lub ciasta. A sałatka z pieczonych buraków smakować będzie zawsze. 

Upieczone buraki kroimy w talarki i dodajemy do nich sparzony kminek, ocet winny nieco rozcieńczony wodą oraz chrzan. W szklanym albo kamionkowym naczyniu zostawiamy to wszystko na dwie doby w chłodnym miejscu.

Wariacja I

Ćwikła równie dobrze smakuje jak buraków nie pokroimy w talarki, ale zetrzemy na tarce do jarzyn. Obojętne jest, czy zrobimy to na drobniejszej czy grubszej. Mikołaj Rej nie słyszał o robotach kuchennych, ale jeśli buraki rozdrobnimy maszynowo to nic złego się nie stanie i ćwikła również będzie dobra.

Wariacja II

Świeżo utraty chrzan, według oryginalnego przepisu, na pewno jest lepszy, ale komu dziś będzie się chciało zadawać sobie tyle trudu. Słoiczek utartego chrzanu nie kosztuje nawet wiele, a ułatwi nam życie. Dobrze jednak, kiedy wiemy jaki dobry jest kupny tarty chrzan. A najlepszy jest taki od niewielkiego, lokalnego producenta.

Wariacja III

To wariant świąteczny, kiedy można sobie pozwolić na większe szaleństwo. Ocet winny zastępujemy:

  • 125 ml zakwasu buraczanego
  • 125 ml czerwonego. wytrawnego wina
  • 2 łyżkami soku z cytryny
  • cukrem i  solą

Ten wariant jest najbardziej ekskluzywny. A sól i cukier dodajemy obligatoryjnie. Czekająca na spożycie ćwikła powinna być cała przykryta sokiem chrzanowo-winnym

Wariacja IV

To wariant indywidualny i pełen improwizacji, bardzo indywidualny. Na mój gust 100 ml octu winnego to trochę za dużo i z reguły używam połowę tej porcji. Dla odmiany podane ilości wina wariantu świątecznego niemal zawsze przekraczam. Z chrzanem bywa różnie - czasem go dodaje więcej, czasem mniej - wedle smaku i pogody.

Ćwikła jest wspaniałym dodatkiem do zimnych mięs i wędlin.


piątek, 13 grudnia 2019

Meksykańskie smaki - tortilla

Tortilla to potrawa na która od czasu do czasu przychodzi ochota i właściwie nie wiadomo dlaczego. Ostatnio złapała mnie, gdy w sklepie zobaczyłem przygotowane placki.

na talerzu leza dwa placki tortilli z farszem
Fot. Nevena Mikec

Do przygotowania tortilli potrzebuję:


  • 30 dekagramów mielonego mięsa wołowego
  • puszki fasoli czerwonej
  • puszki kukurydzy
  • puszki pomidorów bez skóry
  • świeżej papryki czerwonej i żółtej
  • 3 cebul
  • kilku ząbków czosnku
  • żółtego sera
  • przypraw

Placuszki, tak podobne do naleśników, łatwo można zrobić samemu, ale mi się to jeszcze nie zdarzyło. Może następnym razem? Jednak łatwiej jest pójść do sklepu i je kupić.

Dziś słów kilka o farszu, bo on jest najważniejszy. Oczywiście jest to farsz "po mojemu", bo przepisów na zawartość tortilli jest tyle ilu kucharzy.

Wykonanie

Mięso, zmielone wołowe, podsmażamy na oleju (choć ostatnio miałem patelnie po smażeniu smalcu z gęsi, więc na tym podsmażałem). Na drugiej patelni złocimy cebule, drobno pokrojoną w piórka, i czosnek. Gdy mięso jest dobrze wysmażone dodajemy je do cebuli i czosnku (albo odwrotnie, zależy, która patelnia jest większa). 

Zobacz też: Gołąbki po góralsku

Potem kolejno dorzucamy pokrojoną drobno paprykę (dwukolorową dlatego, by cały farsz ładniej wyglądał), pół puszki kukurydzy, odcedzoną i przepłukaną fasolkę. Musimy chwilkę smażyć to wszystko razem.

Pod koniec smażenia przyprawiamy. Można dodać papryczkę chili lub kilka kropel tabasco. Zależy jak bardzo pikantne tortillę lubimy. Prócz tego solimy, pieprzymy i dodajemy oregano. Na koniec dorzucamy ser i mieszamy.

Czytaj też: Jak przygotować kebab

Taka ilość farszu wystarcza mniej więcej na 10 placków. Placki, po wyjęciu z torebki, warto podgrzać - są wtedy bardziej elastyczne. Można to zrobić w kuchence mikrofalowej. Gdy placuszki zawiniemy wkładamy do naczynia żaroodpornego i zapiekamy jeszcze około 20 min w temperaturze 180 stopni Celsjusza.

Do tortilli pasuje mi sok pomidorowy. Albo czerwone wytrawne wino.


czwartek, 12 grudnia 2019

Karp w galarecie nie tylko na Wigilię

Karp w galarecie to danie typowo wigilijne, ale możemy je robić przez cały rok. Galareta z karpiem najbardziej smakuje, gdy do jej przygotowania nie używamy żelatyny, ale wtedy z rybą trzeba się delikatnie obchodzić. Smak warty jest jednak zachodu.

Fot. max leroy 

Do przygotowania galarety z karpia potrzeba nam:


  • karpia (ok. 1,5 kg)
  • włoszczyzny
  • cytryny
  • cebuli
  • 3 łyżki rodzynek
  • ziela angielskiego
  • liścia laurowego
  • ziaren pieprzu
  • 3 łyżek migdałów
  • cukru

Jeśli chcemy zrobić najlepszą na świecie galaretkę z karpia, to Boże Narodzenie będzie najlepszym na to sposobem. Wtedy jednak do takiej galarety warto się przyłożyć i karpia warto zamarynować

Karpia przed pieczeniem lub smażeniem właściwie zawsze warto jest zamarynować. Jednym wyjątkiem od tej zasady jest chęć przygotowania karpia na niebiesko. Ten stary dolnośląski przepis wymaga, aby na skórze karpia widoczny był śluz.

Moim skromnym zdaniem marynowania nie wymaga też danie, w którym podajemy świeżego karpia smażonego. Taka ryba, prosto z wody, nie ma sobie równych. Jeśli jednak kupujemy sprawionego już karpia w sklepie, to warto poświęcić mu więcej czasu i trochę potrzymać w marynacie.


Wykonanie

Pracę zaczynamy od tego, by z włoszczyzny i cebuli przygotować wywar. Dodajemy do niego łyżkę rodzynek, ziele angielskie, liść laurowy. Pamiętajmy, że zawsze wstawiając warzywa na wywar solimy je szczyptą soli dla lepszego wydobycia warzywnych smaków.

Do przygotowania galarety z karpia najlepiej użyć jego głowy. Zanim wrzucimy ją do wywaru musimy oczyścić ją z oczu i skrzeli. Głowę karpia wrzucamy do lekko gotującego się wywaru - gdy będzie byt silnie się gotować wywar stanie się mętny.

Czytaj też: Karp smażony na Wigilię

Wody użytej do wywaru nie może być dużo. W garnku, w którym przygotowujemy wywar powinno być jej tyle by dosłownie zakryła używane produkty.

Głowę z warzywami gotujemy przez godzinę. Wyjmujemy z niego warzywa zachowując marchewkę, którą później wykorzystamy do ozdoby. Natomiast do gorącego wywaru dodajemy resztę rodzynek, ziarna pieprzu, cukier i pokrojonego w dzwonka karpia. Gotujemy go przez pół godziny.

Pod koniec gotowania musimy rozstrzygnąć, czy chcemy użyć żelatyny. Dzięki gotowaniu głowy z karpia wywar się zetnie i będzie wyjątkowo smaczny. Jednak wadą tak przygotowanej galarety jest to że w temperaturze pokojowej już się rozpuszcza. Musimy więc do ostatniego momentu trzymać ją w lodówce. Jeśli dodamy trochę żelatyny to zmienimy smak, ale ułatwimy sobie życie.

Ugotowane dzwonka karpia kładziemy na naczyniu, w którym galareta będzie serwowana. Ozdabiamy je marchewką i migdałami. Zalewamy wywarem i, po wystygnięciu, wstawiamy do lodówki.

Galaretę można podawać z chrzanem przybraną różyczkami brokułów, pakami skórki z cytryny i listkami natki pietruszki.


Pasztet z soczewicy i ciecierzycy

Roślinne pasztety mają wiele zalet. Zawierają spore ilości roślinnego białka, a ich przygotowanie nie zajmuje wiele czasu. Pasztet soczewicowo-ciecierzycowy to proste danie, które można przyrządzić, gdy nie ma się pomysłu, co zrobić na obiad lub podać do chleba. Dobry do kanapek — nie kruszy się, nie klei i jest zdrową porcją roślinnego białka.

na talerzu pasztet z grzankami z bialego chleba
Fot. Atanas Paskalev 

Składniki (12 porcji):


  • 2 cebule 
  • 5 łyżek oliwy 
  • 0,5 szklanki mielonego siemienia lnianego
  • 1 puszka soczewicy
  • 1 puszka ciecierzycy 
  • 0,5 puszki kukurydzy 
  • 0,5 szklanki mąki pełnoziarnistej (np. pszennej typu 1850) 
  • 2 marchewki 
  • 1 szklanka mieszanki ziaren (sezamu, pestek dyni, słonecznika, czarnuszki, siemienia lnianego) 
  • sól, pieprz do smaku
  • 1 łyżeczka mielonego kuminu (opcjonalnie)

Ten przepis pochodzi z książki Katarzyny Gubały "Wege
energia". Kasia w roślinnej kuchni specjalizuje się od lat, można śmiało powiedzieć, że jest nie lada ekspertem w tej dziedzinie i autorką czwartej już z rzędu książki poświęconej roślinom w kuchni. Rozmowę z Kasią Gubałą możecie przeczytać w tekście "Zielona moc do działania".

Wykonanie

Cebulę obieramy, kroimy w kostkę i podsmażamy na patelni, na oliwie do miękkości. Potem studzimy. Zmielone siemię lniane zalewamy wrzątkiem i czekamy 10 minut, aż się zaparzy i nabierze kleistej konsystencji. 

Do miski wrzucamy odsączone soczewicę, ciecierzycę i kukurydzę. Dodajemy zaparzone siemię i mąkę. Marchewki obieramy i trzemy, a następnie dorzucamy do miski wraz z przestudzoną cebulą. Wsypujemy nasiona. Doprawiamy solą, pieprzem i ewentualnie kuminem. Mieszamy. 

Zobacz też: Wegański pasztet z selera z pieczarkami 

Masę przekładamy do brytfanki lub naczynia żaroodpornego. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 200 stopni Celsjusza przez 30 - 40 minut, aż wierzch pasztetu będzie zrumieniony, ale nie przypalony.

1 porcja pasztetu zawiera: ok. 260 kcal/1088 kJ   22 g węglowodanów, 9 g białka, 15 g tłuszczu



środa, 11 grudnia 2019

Zielona moc do działania

Siłę każdego dnia możemy czerpać wyłącznie z roślin. Do diety wege powinniśmy się jednak odpowiednio przygotować: mieć wiedzę o wartościach odżywczych, czytać składy i postawić na ekologię – przekonuje Katarzyna Gubała, diet coach i autorka książki kulinarnej "Wege energia", z którą rozmawia Pan Piter.



Katarzyna Gubała


- Kuchnia roślinna z każdym rokiem zyskuje na popularności. Olga Tokarczuk twierdzi, że za 50 lat być może ludzie w ogóle odejdą od jedzenia mięsa. Na uroczystym bankiecie w towarzystwie rodziny królewskiej po rozdaniu nagród Nobla od kilku lat przygotowuje się dania wegańskie, choć jeszcze kilka lat lat temu było to nie d pomyślenia. Czy to czasowa moda, czy trwały trend kulinarny?

Katarzyna Gubała: Ludzi niejedzących mięsa w Polsce jest już ponad milion, a tych, którzy ograniczają jego spożycie, czyli fleksitarian, jest naprawdę bardzo dużo. Skala zjawiska jest tak ogromna, że muszą się do niej dostosowywać producenci żywności, lokale usługowe, hotele czy SPA. Stąd dania w wersji roślinnej lub z dopiskiem „wege” pojawiają się w menu już prawie każdej polskiej restauracji. 

Gorzej jeszcze ze zbilansowaniem oferowanych dań, czy wiedzą na temat wegańskiego menu. To właśnie z tego powodu założyłam firmę VEGLAB szkoląca i pomagającą szefom kuchni i obsłudze restauracji tworzyć zdrowe, roślinne menu. Zapotrzebowanie w tym temacie jest tak duże, że działy marketingu z chęcią zgłaszają się do mnie proponując współpracę w tym zakresie. 

Zobacz też: Wegańskie risotto ze szpinakiem

Problemem nadal są szkoły gastronomiczne, w których o kuchni wege nikt nie uczy. Za to odbywają się tam konkursy lepienia stu pierogów na czas! Na efekty długo nie trzeba czekać. Pod hasłem „wege” w restauracji dostaniemy mieszankę sałat polaną octem balsamicznym w ramach „pożywnego dania”. Klienci się skarżą, że są głodni. I wtedy wkraczam do restauracji ja – uczę, podpowiadam, modyfikuję menu i zaczynamy roślinną przygodę w zdrowej formie.

- Jesteś ekspertką od kuchni roślinnej. Zacznijmy więc od ogólnego pytania - co jest kluczowe w zbilansowaniu takiego sposobu odżywiania?

KG: Dieta roślinna może być pełnowartościowa, jeśli postawisz na produkty bogate w białko. Zaliczyć do nich można soczewicę, soję, komosę ryżową, ciecierzycę, fasolę, zboża (np. owies, żyto, ryż, kukurydza), orzechy i nasiona, a także pełnoziarniste pieczywo. To z nich czerpiemy najwięcej. 

Choć rośliny strączkowe nie są zbyt popularne w przeciętnej polskiej kuchni, gorąco namawiam do ich spróbowania. To wdzięczni dostarczyciele białka i genialni towarzysze w kuchni. Warto bawić się roślinami strączkowymi. Tworzyć z nich kotlety do burgerów, falafelowe kulki czy pożywne gulasze. 

Dobrym pomysłem w bilansowaniu diety jest masło orzechowe. W wersji niesolonej szczególnie przypadnie do gustu tym z nas, którzy mają ochotę na silne mięśnie. To genialne źródło roślinnego białka i wspaniałe danie dla każdej osoby spragnionej słodyczy.

- Jesteś człowiekiem z niespożytą pozytywną energią. Jeździsz na rowerze, biegasz, uprawiasz jogę. Skąd się wziął pomysł na "Wege energię"?

KG:  To książka o diecie roślinnej dla osób aktywnych: biegaczy, joginów, rowerzystów. Zależy mi na tym, żeby opowiedzieć o tym, skąd ludzie z energią mają brać białko roślinne. To ważny aspekt roślinnej diety. Nie możemy odżywiać się wyłącznie mieszanką sałat czy sojowymi parówkami i czerpać siłę. Ona pochodzi ze zbilansowanej diety. 

Pomysł na tę książkę powstał po setkach utyskiwań od ludzi w stylu: byłam na diecie wege, ale miałam niedobory, czułam się słabo i dałam sobie z tym spokój. Kiedy jednak wypytuję taką osobę o to, co jadła będąc w trakcie diety, to słyszę: sojowe wędliny, wegański ser żółty na utwardzonym tłuszczu palmowym, sztucznie dosładzane mleko sojowe, kotlety sojowe! 

Każdy przy takim codziennym menu czułby się źle! A gdzie roślinne źródła żelaza? Skąd wapń, potas, magnez? Organizm nie zniesie takiego odżywiania na dłuższą metę. Szczególnie kiedy przy okazji wydatkuje energię na różne aktywności: jogę, bieganie, siłownię, pilates, rower. Do diety trzeba podejść z głową! Zastanowić się, co nam da moc do działania. Postawić na różnorodność składników w daniach. Obecnym trendem w gastronomii na świecie jest produkt. Najważniejsza jest jego jakość. Nie inaczej jest w przypadku kuchni wege. Postawmy na dobrej jakości składniki: różnorodne kasze, ryże, soczewice, zielone warzywa, orzechy. Nie stworzymy dzięki takiemu podejściu monodiety, tylko roślinne arcydzieło.

- Twoja nowa książka "Wege energia" to motywujący poradnik kulinarny dla każdej aktywnej osoby. Czy dania z tej książki da się ugotować w 15 minut, jak z poprzedniej "Wege w kwadrans"?

KG:  "Wege energia" to już szósta w kolejce, a czwarta kulinarna. Wcześniej stworzyłam kolekcję autorskich wegańskich dań na Thermomix, "Wege w kwadrans" oraz "Warzywa górą" – pozycję dla tych, którzy chcieliby jeść bardziej zielono. Na co dzień jestem redaktor naczelną "Ekostyle" – lifestylowego magazynu dookoła życia w zgodzie z naturą. Nie ma dnia, żebym nie dostawała pytań, jak zacząć odżywiać się zdrowo, lepiej, bezmięsnie. Ludzie czują coraz większą potrzebę przynajmniej częściowej rezygnacji z mięsa w swoim codziennym menu. 

Postanowiłam im przyjść z pomocą. 


Napisałam i ugotowałam książkę, w której najważniejszymi rozdziałami są te, które odpowiadają na pytania: jak zacząć gotować roślinnie? i jak jeść zdrowo? Staram się rozprawić z wieloma mitami: chociażby takim, że kuchnia wege jest skomplikowana czy pracochłonna. A to jest wielki mit. Bogactwo warzyw, owoców, nasion, orzechów, kasz czy roślin strączkowych w Polsce jest tak ogromne, że mamy naprawdę wielkie pole do popisu, jeśli chcemy spróbować gotować po prostu zdrowo. Naprawdę wystarczy kwadrans, czasami pół godziny, żeby przygotować danie, które będzie bogate w składniki odżywcze, nie będzie fast foodem i da nam dobrą energię na cały dzień. Miało być prosto i od podstaw i… myślę, że się udało.

- Zresztą - to kuchnia nie tylko dla wegan. 

KG: Na wstępie chciałabym od razu obalić dwa mity. Po pierwsze kuchnia roślinna wcale nie jest skomplikowana, a po drugie – absolutnie nie jest droga. Jeśli zaakceptujemy te fakty, będzie nam o wiele łatwiej myśleć o tym wszystkim, co trafia na nasz talerz i jest wege. 

Warto zacząć od uświadomienia sobie co się lubi jeść. Pomidory, buraki, papryka, marchewka, orzechy, ryż, soczewica. Nawet kilka składników sprawi, że zastanowimy się, jakie mamy preferencje smakowe. Z tego co lubimy dużo łatwiej jest nam skomponować pierwsze dania. Przecież nie musimy być wegetarianami czy weganami, żeby sięgać po warzywa i owoce. 

Czytaj też: Wegańskie risotto z grzybami

- Wielu ludzi przyzwyczajonych do tradycyjnej kuchni, może nie być świadomych, że istnieje wiele pysznych zamienników roślinnych, które wzbogacą ich domowe gotowanie. Powiedz o kilku z nich!

KG: Kuchnia roślinna jest bardzo różnorodna, ale myślę, że największym problemem na początek może być nasza własna wyobraźnia. Jeśli jesteśmy przyzwyczajeni od dziecka, że na obiad jest mięso, a do kanapek wędlina, trudno, tak z dnia na dzień, wymyślić coś innego. Dlatego pewność i radość z wegekuchni może przyjść z czasem. 
Tak naprawdę w kuchni w ten sposób przełamujemy bariery kulturowe wpojone nam przez pokolenia. Ten sam kotlet mięsny możemy zastąpić roślinnym. Wystarczy cieciorka, soczewica, kasza jaglana plus jakieś warzywo, np. burak, szpinak, ziemniak, batat. Gotowanie jest proste, to raczej stereotypy trzymają nas w pewnym utartym schemacie. I właśnie kuchnia roślinna to zmienia, przełamuje.

- Od czego zacząć być wege? Jak żyć bez mięsa?

KG: Jeśli kompletnie się nie znamy na kuchni roślinnej lub nawet gotowaniu, a chcemy zacząć, to spróbujmy przygotować proste pesto. Nie jakieś skomplikowane. Wystarczy garść słonecznika, oliwa z oliwek, odrobina soli i na przykład… natka z marchewki, pietruszki, liście buraków, kalarepki. Takie zblendowane pesto smakuje wyśmienicie i kosztuje niewiele. 

Po zrobieniu pierwszego, które może nam posłużyć jako przystawka, smarowidło do chleba czy główny dodatek do makaronu lub ryżu, zacznijmy kombinować. Zróbmy to samo pesto, ale zamiast słonecznika użyjmy orzechów włoskich lub nerkowców, a zamiast naci z marchewki – liście rzodkiewki. Otrzymamy idealne, pełnowartościowe śniadanie roślinożercy. 

I tak krok po kroku rozwijajmy nasze smaki z zestawu, który sobie uświadomiliśmy na początku. I nie będzie w tym ani kawałka mięsa.

- Masz swój ulubiony przepis z tej książki?

KG: Moje książki powstają w sposób maksymalnie praktyczny. Gotuję danie, robię zdjęcie, a potem wspólnie z rodziną je jemy. Dlatego w każdej z książek znajdują się dania, które lubię. Nie pokazuję w książkach czegoś, co mi nie smakuje. W mojej książce "Wege energia" stworzyłam aż 125 takich przepisów, które mają być z założenia szybkim i energetycznym daniem dla każdego, kto o kuchni roślinnej za dużo nie wie, ale chciałby spróbować. 

Czytaj też: Pasztet z soczewicy i ciecierzycy

Większość przepisów nie zabierze nam więcej niż 30 minut. Do moich ulubionych należą pesta, makarony, kaszotto czy burgery w tysiącu odsłon. W kuchni roślinnej ogranicza nas tylko wyobraźnia!

- W kuchni dzieje się wiele dobrego - nie tylko otworzyliśmy się na świat, ale też uważniej przyglądamy się jakości tego, co jemy. Jakie widzisz nadchodzące trendy w kuchni?  

KG: Kuchnia roślinna to normalne życie tysięcy ludzi. Niejedzenie mięsa to w tej chwili nie jest tylko przejściowym trendem, tylko sposobem na życie, świadomym podejściem do ochrony środowiska. 

Zaczyna się od tego, że z uwagą podchodzimy do tego, co mamy na talerzu. To świadomy wybór produktów, które spożywamy i czym karmimy naszą rodzinę. Tutaj pojawia się ekologia i produkty stworzone bez użycia chemii, kiepskich nawozów. W momencie, kiedy zaczynamy mieć wiedzę o tym, co mamy na talerzu, zaczynamy też z uwagą czytać etykiety ze składnikami. Wiemy, jaka jest zawartość słoiczka czy opakowania. To kolejny krok do świadomego żywienia. 

W momencie, kiedy unikamy kupowania produktów z kiepskim składem, zbyt dużą zawartością składników chemicznych czy po prostu odzwierzęcych mamy konkretny wpływ na naszą planetę. Im mniej chemii zjemy, tym będziemy zdrowsi. Im mniej zjemy produktów odzwierzęcych, tym mniej zanieczyszczeń trafi do atmosfery. Tak, tak. To nie żart. 

W tej chwili przemysł mięsny aż w 24% wpływa na globalne ocieplenie klimatu. To dwa razy więcej, niż transport i jego pochodne w postaci spalin, które trafiają do atmosfery. Kiedy mam świadomość tego, że to, co trafia na mój talerz, jednocześnie ma wpływ na innych ludzi, zwierzęta i naszą planetę – to zaczynam świadomie żyć w stylu wege. I to jest nie tylko trend – to nadchodząca wielkimi krokami konieczność.